Karp grilowany na dwa różne sposoby. Na Wigilię Bożego Narodzenia idealny.

Kilka słów na temat samej ryby…
Do Polski został sprowadzony najprawdopodobniej między XII a XIII wiekiem przez cystersów z Moraw lub Czech. Zakon ten ma ogromny wkład w popularyzację hodowli karpi w Europie. Przy każdym cysterskim klasztorze były obecne sztuczne stawy, a w nich pływały rzeczone ryby.
Historia karpia w kraju nad Wisłą ma swoje dwa punkty zwrotne. Pierwszy to wspomniane już zawleczenie tutaj przez zakonników. A drugi? Okres Polski w odbudowie po II wojnie światowej. Było ich wówczas dużo, a ludzie nie mieli co jeść. Przez to, że spore ilości tych ryb były hodowane, również ceny nie powalały. Był smaczny. Tani i zawierał w sobie dużo mięsa. Dzięki powyższym walorom stał się wigilijnym przysmakiem i wszedł z powodzeniem do kanonu świątecznych potraw. Z czasem klienci zaczęli być bardziej wybredni, dlatego hodowcy musieli stanąć na wysokości zadania i zaczęli wymyślać coraz to różniejsze odmiany, także ozdobne.

Przez ostatnie 900 lat karp to pojawiał się w jadłospisie Polaków, to z niego znikał. W Wigilię na stołach Polaków pojawiały się różne ryby, ale „tradycyjnego” karpia na dobre wprowadziła na nie dopiero… komuna. Kto urodził się i żył w tych czasach wie co to jest komuna:)
Przy okazji Wigilii na przykład Polaków łatwo podzielić na tych, którzy uwielbiają smak karpia i na tych, którzy go nienawidzą. Ci, którzy nieszczęsnej ryby nie znoszą, dzielą się dodatkowo na dwie podgrupy. Tych, którzy karpia nie tkną, choćby im ktoś dopłacił. Tych, którzy go, choć ze wstrętem, jednak spożywają, bo tak nakazuje „wiekowa, wigilijna tradycja”. Corocznych traum nieszczęsnych konsumentów z podgrupy „nie chcę, ale muszę” byłoby pewnie mniej. Warunek, aby dotarło do nich, że tradycja spożywania wigilijnego karpia nie sięga dalej niż do pokolenia ich rodziców.